Na stronie „Obywateli nauki” została opublikowana ekspertyza prof. Marka Szydło, kierownika Zakładu Prawa Konkurencji i Regulacji Sektorowej na Uniwersytecie Wrocławskim, dotycząca obecnej nowelizacji ustawy prawo o szkolnictwie wyższym. Profesor Szydło dowodzi, że zapisy dotyczące prawa pierwokupu lub prawa pierwszeństwa uczelni w stosunku do wyników badań swoich pracowników mogą znacząco utrudnić publikowanie artykułów naukowych – gdyż wiele tytułów, szczególnie zagranicznych, nie zgodzi się na niezbędne w tej sytuacji umowy warunkowe (uwzględniające możliwość wykonania prawa pierwszeństwa przez instytucję, która zatrudnia autora).
Mam wrażenie, że źródło problemu leży w nieprecyzyjnym ujęciu kwestii własności intelektualnej. Ministerstwo, projektując zmiany, rozszerzyło w nowelizacji koncepcje dotyczące komercjalizacji wynalazków (objętych ochroną patentową) także na publikacje naukowe. Te jednak nie są przedmiotem ochrony patentowej, lecz prawnoautorskiej. Widać to w definicji „praw własności intelektualnej” przyjętych w ustawie:
„prawa własności do wyników badań naukowych lub prac rozwojowych, będących wynalazkiem, wzorem użytkowym, wzorem przemysłowym lub topografią układu scalonego, wyhodowaną albo odkrytą i wyprowadzoną odmianą rośliny oraz do utworów lub do informacji związanych z tymi wynikami, w szczególności know-how” (projektowany art. 86a ust. 1 zd. 2 ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym).
Definicja ta wychodzi od wynalazków i wzorów, po czym dodaje do nich utwory oraz „informacje” (te ostatnie są bardzo ogólną kategorią, której nie da się prosto przypisać np. do pojęć stosowanych w ustawie o prawie autorskim – nie wiadomo więc o jaki zasób chodzi i jak prawo go reguluje. Następnie, nowelizacja zakłada istotne – o pożądane – zmiany do sposobu zarządzania wynalazkami na uczelniach: te stają się własnością naukowca-wynalazcy (dotychczas należały do uczelni). Jedynym ograniczeniem są wprowadzone prawa pierwszeństwa lub pierwokupu.
W czym więc problem? Sytuacja wygląda inaczej z prawami autorskimi do utworów – te są bowiem w posiadaniu naukowców już teraz. W odniesieniu więc do tego rodzaju własności intelektualnej, nowelizacja jest krokiem wstecz i wprowadza ograniczenia do swobody zarządzania prawami autorskimi przez naukowców.
Szkoda też, że zajmując się kwestią własności intelektualnej pracowników instytucji akademickich, nowelizacja ustawy nie dotknęła kwestii Otwartego Dostępu. W optymalnym modelu naukowiec, dysponując pełnią praw, byłby jednocześnie zobowiązany do udostępnienia publikacji i udzielenia do niej wolnej licencji (pisałem o tym na blogu Centrum Cyfrowego, warto też zawsze przypominać rekomendacje Budapest Open Access Initiative w tej kwestii).
Wskazane przez prof. Szydło trudności komplikują kwestię zarządzania prawami do utworów, a to nie służy wdrażaniu Otwartego Dostępu. Nowelizację należy poprawić – ale niewyłącznie w imię łatwości publikowania w zagranicznych tytułach. Nieprecyzyjne ujęcie różnic między wynalazkami i artykułami naukowymi może pogłębić błędne przekonanie w środowisku naukowym, że w imię komercjalizacji badań należy ściśle chronić – i nie otwierać – tekstów naukowych.
*
Tropiąc problem z nieprecyzyjną definicją własności intelektualnej w ustawie, dotarłem do ekspertyzy „Komercjalizacja badań naukowych w Polsce. Bariery i możliwości ich przełamania”, zamówionej przez NCBiR a przygotowanej przez prof. Witolda M. Orłowskiego. Ekspertyza ta także posługuje się niezdefiniowanym pojęciem własności intelektualnej, jednocześnie skupiając się na kwestiach wynalazczości. Rekomendowane działanie, które brzmi: „Jasne rozstrzygnięcia w zakresie praw własności intelektualnej (przekazanie praw wynalazcom)” powiela trudności związane z nowelizacją ustawy.